Od Mario do Mendelejewa: jak gry uczą lepiej niż podręczniki
Pamiętacie te czasy, gdy gra w szkole oznaczała ukradkowe granie w kieszonkowego Game Boy’a pod ławką? Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. W kolejce do gabinetu dyrektora stoją nie rozwrzeszczani uczniowie na dywaniku, ale nauczyciele z pomysłami na wykorzystanie Minecrafta w nauczaniu chemii. Brzmi jak science fiction? W Oslo już to robią – uczniowie budują modele cząsteczek w wirtualnym świecie, a wyniki ich pracy można podziwiać na szkolnych korytarzach.
Nie tylko zabawa: co naprawdę dają gry?
Zanim zaczniemy, ważne zastrzeżenie – nie mówimy tu o zwykłym puszczaniu dzieciakom gier na lekcjach. Chodzi o świadome wykorzystanie mechanik, które od lat fascynują miliony graczy:
- Geografii uczą lepiej Google Earth VR niż mapa ścienna – można stanąć na Mount Evereście w kilka sekund
- Języków obcych – młodzież chętniej rozmawia z NPC w Skyrim niż odpowiada na sztampowe pytania z podręcznika
- Logiki – Portal 2 uczy fizyki lepiej niż niejeden wykład
Najbardziej zaskakujące? Uczniowie często nawet nie zauważają, że właśnie zdobywają wiedzę. Walka z bossem w grze RPG wymaga takiego samego planowania i strategicznego myślenia jak rozwiązywanie zadań matematycznych.
Gdzie kończy się zabawa a zaczynają problemy
Nie oszukujmy się – wprowadzenie gier do szkół to nie tylko kolorowa bajka. W gdańskim liceum próbowano uczyć ekonomii przez Football Manager. Efekt? Połowa klasy skupiła się na transferze Mbappégo zamiast na bilansach klubów. I tu leży pies pogrzebany – granica między nauką a zabawą jest bardzo cienka.
Inne wyzwania:
- Dostępność – nie każde dziecko ma w domu konsolę czy dobry komputer
- Wiedza nauczycieli – wielu uważa Fortnite za chorobę zakaźną
- Treść gier – jak wytłumaczyć dyrekcji, że Wiedźmin 3 to doskonałe źródło o średniowiecznych wierzeniach?
Ale prawdziwym wyzwaniem jest coś innego – ocenianie. Jak wystawić ocenę za budowę zamku w Minecraft? Po ilu restartach poziomu w Chemistry Lab Simulator stwierdzamy, że uczeń nie opanował materiału?
Resetujemy podejście do edukacji
W Sztokholmie uczniowie programują roboty w Roblox Studio. W Tokio uczą się współpracy przez Overcooked. A u nas? Wciąż dyskutujemy, czy smartfony powinny być zakazane w szkołach. Może zamiast walczyć z technologią, lepiej ją okiełznać?
Ostatnio w jednej z wrocławskich podstawówek przeprowadzono eksperyment. Zamiast kartkówki z budowy komórki – konkurs na najciekawszy model w Minecraft. Efekt? Nawet najsłabsi uczniowie zaangażowali się w projekt. I co najważniejsze – pamiętają materiał do dziś.
Klucz nie leży w zastąpieniu całej edukacji grami, ale w mądrym wpleceniu ich w proces nauczania. Bo czy nie o to chodzi, żeby nauka była przyjemnością, a nie karą? Może pora przestać pytać ile godzin dziennie grasz a zacząć pytać czego się dziś nauczyłeś grając?
PS. Wiecie, że w Korei Południowej istnieją specjalne klasy, gdzie uczniowie analizują mechanikę gier pod kątem matematyki i fizyki? Tylko nie mówcie mojemu 14-letniemu bratankowi – zaraz będzie żądał wyjazdu na wymianę…