Gdy słowa stają się bronią
Pamiętam, jak pierwszy raz czytałam Folwark zwierzęcy Orwella. To nie była tylko bajka o mówiących zwierzętach – to był cios prosto w żołądek. Dopiero później zrozumiałam, że właśnie tak działa literatura zaangażowana: najpierw wciąga nas historia, potem powoli otwiera oczy. Podobnie działała Chata wuja Toma – powieść, która podobno przyczyniła się do wybuchu wojny secesyjnej. Lincoln podobno powiedział do autorki: To ta mała kobieta napisała książkę, która rozpoczęła tę wielką wojnę. Taką moc mają słowa.
Dziś, gdy scrollujemy kolejne newsy o katastrofie klimatycznej czy prawach kobiet, łatwo się znieczulić. Ale gdy Margaret Atwood napisała Opowieść podręcznej, stworzyła coś więcej niż dystopię – dała ruchom feministycznym potężny symbol. Te czerwone płaszcze i białe czapeczki widziane na protestach na całym świecie? Wyszły prosto z kart jej książki. To nie jest przypadek – to strategia.
Jak pisarze robią naszymi głowami rewolucję
Mój znajomy psycholog mówi, że statystyki o przemocy domowej działają na nasz rozum, ale literatura – na emocje. I ma rację. Pamiętacie Biegunów Tokarczuk? To nie był manifest o tolerancji, a jednak po tej lekturze wielu z nas zaczęło inaczej patrzeć na imigrantów. Podobnie działa Adjustowicz Witkowskiego – przez groteskę i śmiech pokazuje absurdy polskiej homofobii lepiej niż niejedno polityczne przemówienie.
Najciekawsze jest to, że w Polsce mamy szczególną tradycję takiej literatury. Gombrowicz bawił się polskimi kompleksami, a teraz mamy całą falę reportaży, które zmieniają sposób, w jaki myślimy o rzeczywistości. Weźmy Żeby nie było śladów Włodzimierza Nowaka – to nie jest tylko historia Grzegorza Przemyka, to opowieść o całym systemie, który nauczył nas pewnej nieufności do władzy.
Czy sztuka może być wywrotowa bez szkody dla siebie?
Ostatnio na targach książki słyszałam, jak ktoś narzekał: Dzisiaj każdy chce być zaangażowany, a zapomina o sztuce. I pewnie jest w tym trochę racji – znamy przecież książki, gdzie postacie to tylko nośniki idei, a fabuła przypomina podręcznik do etyki. Ale czy to znaczy, że literatura powinna być oderwana od rzeczywistości?
Spójrzmy na Mistrza i Małgorzatę Bułhakowa – to przecież arcydzieło, które jednocześnie było ciosem w stalinizm. Albo Dżumę Camusa – filozoficzna powieść o ludzkiej solidarności w czasach zarazy. Może więc problem nie leży w samym zaangażowaniu, tylko w tym, czy autor potrafi przemycić swoje idee bez szkody dla literackości?
W czasach, gdy coraz częściej sięgamy po książki nie tylko dla rozrywki, ale i zrozumienia świata, literatura znów staje się polem bitwy. Każda wybrana przez nas pozycja to mały akt polityczny. Może więc następnym razem, gdy weźmiemy do ręki powieść, warto zapytać: Po czyjej stronie stoją słowa, które czytam? Bo jak pokazuje historia – czasem to właśnie one zmieniają bieg wydarzeń.